piątek, 22 marca 2013

Kochaj bliźniego swego

Na kogo wypadnie, na tego bęc!
I padło na Matkę... choróbsko jakieś wstrętne.
Od wczoraj głowa pęka, z nosa cieknie jak z kranu, a w gardle kaktus wyrósł.
No rozsypała się Matka cała.
Tego mi jeszcze teraz trzeba było!
Modlitewna taktyka zmieniona:  Please, dajże Panie Boże parę dni jeszcze na wyzdrowienie.
Bo Matka na nogach ledwo stoi, a co dopiero dziecię z siebie by wypchać miała.

Co robić, myśli Matka?
Pani automatyczna z telefonu mojej ginekolog uparcie twierdzi, że abonent chwilowo niedostępny.
I to szelma jeszcze bezczelnie nie po polsku mi do ucha twierdzi.
No tak, coś tam mówiła, o jakiejś konferencji... Kto by ładowarkę z sobą zabierał...

No to nie ma zmiłuj - przygodo, tfu przychodnio witaj!

Pierwsze schody już przy próbie telefonicznej rejestracji...
- Dzisiaj lekarz, do którego Pani należy nie przyjmuje. Jak to do innego lekarza? Tak się nie da.
Prze Pani zapisy rano były, lista zamknięta, lekarz nie przyjmuje więcej. W poniedziałek proszę do swojego. Jak to do poniedziałku Pani może urodzić?! No dobrze kartę wyjmiemy. Po co te nerwy?!

No to się Matka zwlokła z łózka i ruszyła.
Na  miejscu, wychodząc z windy prawie stratowana została przez stado Pań starszych, które jak to się później okazało, schorowane do tego samego lekarza pędziły.
Człapie więc matka swoje pod gabinet lekarza, co to już tą listę ma niby zamkniętą.
A tam...  kolejka na pół korytarza!
Matka człapie. Dzień dobry, się kłania. Bry ktoś mruczy. Wzrok każdy w podłogę ma wbity, bo jeszcze by trzeba było miejsca takiej ustąpić. Matka też zerka, może coś ciekawego zobaczy, skoro tak wszyscy uparcie wpatrzeni. No cudów żadnych tam nie ma. 
Matka nieznacznie chrząka. I poszły w ruch nagle: torebki, telefony, ulotki, buty obejrzeć swe trzeba, na gablocie coś sprawdzić, przez okno wyjrzeć.

Mąż nie wytrzymał.
-  Przepraszam, czy ktoś mógłby mojej ciężarnej żonie miejsca ustąpić?
Pomruk niezadowolenia. Pani starsza, ostatnia z brzegu wstaje niechętnie.
Mąż nie ustępuje i atakuje towarzystwo przy drzwiach gabinetu.
- Przepraszam, czy możecie Państwo zrobić miejsce, żona będzie miała bliżej.
 Nagłe poruszenie!
- Ale Pan wie, że kolejka obowiązuje. Kolejność kto przyszedł. - Obrusza się Pani w czerwonym.
Mąż na granicy wybuchu.
- Żona w zaawansowanej ciąży. Ciężarna to bez kolejki chyba.
-Tak jakby ciąża to choroba była -  wyrywa się Panu po lewej.
Mąż na skraju zapaści.
-  Spokojnie, kochanie - Matka przemawia -  Państwo pewnie nie wiedzą, że to już koniec dziewiątego miesiąca i mogę zacząć w każdej chwili rodzić. O tutaj na przykład.
Szmer niepokoju po korytarzu. Komórki, torebki, ulotki poszły w ruch. Pan łaskawie wstaje.


Nagle na scenę wkracza lekarz. Mąż slalom gigant pomiędzy emerytkami i już dopada lekarza. Ależ oczywiście, co za pytanie ?! Proszę, ciężarna pierwsza, uśmiecha się lekarz.
Grad nienawistnych spojrzeń posypał się na Matkę.Wbiła się na brzuch bez kolejki  -  tłum syczy. Bezczelna.

Po wizycie Matka zadowolona wychodzi. Koniec, do domu wreszcie. Oj chciałabyś naiwna istoto.
Recepcja. Matka zwaliła się na ławkę. Mąż, dzielny rycerz, przystępuje do ataku.
-  Dzień dobry! - Cisza - Ekhm, DZIEŃ  DOBRY!! - Pani wklepuje coś do komputera, wzroku nawet łaskawie nie podniesie. - PRZEPRASZAM, czy... - Pan poczeka.
Mąż dyszy już, nie oddycha.
Po 5 minutach...
- Słucham Pana - Druk L-4 do wypisania  -  stęka  mąż - Ale to proszę Pana nie tutaj, na drugie piętro proszę iść.
Chwytam szybko męża pod rękę, bo gotów jeszcze owej Pani krzywdę zrobić i człapiemy z powrotem na górę. Tam kolejne czekanie. Ale co to dla nas. Ciąża to nie choroba przecież!


A w drodze powrotnej na osłodę....
Ja: Ale fajny ten lekarz, że tak mnie przyjął bez kolejki. Jeden normalny.
Mąż: Tak tak i do tego jaki przystojny.
Ja: Tak? A nie zauważyłam. [Choć czuje Matka, jak ją rumieniec oblewa. Cholera!]
Mąż: A Ty biedna taka nieuczesana.
Ja: Skarbie w tym stanie, to nie wiem, co bym musiała mieć na głowie, żeby kogoś poderwać...
[Stara się Matka trzymać fason do końca]
Mąż: No no, tym bardziej takiego fajnego lekarza.
Oj chyba Matka musi pilnie poszukać czegoś w torebce. Cholera ;)

I jeszcze w domu, gdy Matka się przebiera.
Mąż: O! Nowy dresik zakładasz? Czyżby wizyta domowa Pana Doktora?



13 komentarzy:

  1. Uśmiałam się :)))
    A swoją drogą, wiesz, że jak rodziłam Ninę,to też byłam (w środku lata) przeziębiona ? Ale w życiu mi nie przyszło do głowy, żeby poinformować o tym moją ginekolog. Oczywiście na porodówce mnie ochrzaniła i zaraz podawały kroplówę, żeby dziecko się czymś nie zaraziło... Byłam w szoku... stara a głupia ;)No i dzięki temu spędziłam w szpitalu 6 dni - powód przeziębienie matki (prawdziwy powód - wydębienie kasy z NFZ). Oj jak ja się cieszyłam, że tu w UK wieloródki wypuszczają w tym samym dniu. Jakieś głupie przeczucie kazało mi jednak zrobić test na obecność paciorkowca (tutaj tego nie robią, patrzyli na mnie jak na wariatkę). Oczywiście miałam to świństwo, więc znowu zafundowałam sobie 5 dni w szpitalu na obserwacji tym razem dziecka... Nie zdążyli mi podać kroplówki przed porodem...
    Także życzę Ci jeszcze kilka dni spokoju na wykurowanie się. Buziole :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tez mam jakieś paskudztwo i muszę mieć podany antybiotyk na 4-6h przed porodem. Ryzyko zarażenia malucha małe, zwiększa się przy osłabieniu. A wtedy powikłania niewesole. Dlatego odkąd wiem o tym cholerstwie (którego w ciąży się nie leczy), trzęse się przy każdym poważniejszym przeziębieniu. Teraz na szczęście to tylko gardelko, antybiotyk nie potrzebny. Więc zostają sprawdzone metody: mleko, miód i czosnekk. Bokiem wychodzi, ale jak trza, to trza!

      Usuń
  2. no to Pan Doktor musial byc niezly niezly;)
    a te stare baby i stare inne lajzy co ustapic nie chca to niech im sie moher zmechaci i miejsca w autobusie czy innym czyms niech nie znajda!!
    starosc to nie choroba tylko fizjologia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przyznaje, że jak przyszło do badania,to zaklęłam pod nosem, że zamiast jakieś normalnej bielizny to ten paskudny stanior do karmienia miałam na sobie :D :D

      Usuń
  3. Kuruj się domowo i trzymaj zdrowo!
    Krew mnie zalewa, jak słyszę historie o staniu w kolejkach i autobusach. Sama przeżyłam to samo i do dziś jakoś nie mogę się otrząsnąć. Raz przelałam to na monitor: http://triozrio.blogspot.com/2012/11/przykazanie-11-nie-ustepuj.html
    Teraz - po porodzie - łypię na te babiska i dziadziska wredne i obiecuję sobie, że zemszczę się, oj, zemszczę i nie ustąpię tylko dlatego, że człek starszy.
    Na razie jednak walczę z tarabanieniem się do autobusu i wychodzeniem z niego - z wózkiem. Babcia codziennie pyta mnie pełna nadziei: "dziś ktoś ci pomógł?" Jeszcze nie zdarzyło mi się powiedzieć - zgodnie z prawdą, że tak.
    Wczoraj chcąc nie chcąc (dooobra, bardziej już chcąc) staranowałam laskę, która właziła do autobusu, nim wyszła z niego ostatnia - za tabunem spieszących się strasznie starszych pań z ryneczku - osoba, czyli ja w dzieckiem w wózku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha i tak trzymać!! Ja na szczęście tłukłam się wszędzie z młodym swoim samochodem, bo jak sobie pomyślę o publicznym transporcie i uczynności współpasażerów,to chybabym się z domu nie ruszyła nigdzie.

      Usuń
  4. nasza kochana służba zdrowia!trzeba być zdrowym aby tam wysiedzieć ;) pamietam jak po operacji byłam u dentysty,siedziałam sobie grzecznie bo sił na stanie nie miałam...i choć miejsca wolnego nie było to nieustąpiłam nikomu bo wiedzialam,że nie ustoje:( a jak już byłam w ciąży z dobrze widocznym brzuchem to u tego samego dentysty też nikt mi miejsca nie ustapił...zdrowka dla was pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już okrzepłam, swoje na porannych badaniach się wystałam. Mąż jeszcze emocjonalnie reaguje :D Plusem drugiej ciąży jest to, że brzuch szybciej widać i teoretycznie prędzej społeczeństwo ustąpi. Teoretycznie ;)

      Usuń
  5. Witam jestem nową czytelniczką, czytam, czytam a przy okazji zapraszam do mnie :):*

    kasiulekkochany.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie, że ciąża nie choroba, tylko z niej jedno istnienie więcej do wypracowywania emerytur i rent dla tych co niby ciąży nie widzą (szit... co za system). W ciąży z całą premedytacją wykorzystywałam brzuszek a teraz pcham się z wózkiem na chama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie obiecałam,że jak drugie się urodzi i podrośnie to spuszczę je kiedyś "ze smyczy" w miejscu publicznym i niech dadzą w dupę innym. I nawet palcem nie kiwnę, jak się będą darły, żeby spacyfikować!!

      Usuń