Dzisiaj udaliśmy się w odwiedziny zobaczyć nowego rodzinnego przybysza - dziecię kuzynki męża.
Bobas uroczy, mama w świetnej formie, tata dumny i blady, bo syn wykapany ojciec.
Ale nie o tym chciałam...
Załamałam się, wściekłam i w ogóle w nastroju niecenzuralnym wróciłam!
Kolejna młoda mama w moim otoczeniu, której opowieści powodują u mnie nieprzyjemne kłucie.
Dochodzę do wniosku, że matką jestem przewrażliwioną, nadopiekuńczą. Matką zdecydowanie
"za bardzo" i w ogóle to rodzę jakieś dzieci wybrakowane.
Zresztą ojciec dziecka mego też jakiś nadwrażliwy, bo większość trosk związanych z naszym smykiem od początku ze mną podziela.
Bo okazuje się, że chyba tylko moje macierzyństwo nie jest usłane różami.
Na pytanie moje (z empatią w oczach), jak młoda mama sobie radzi, usłyszałam, że w sumie wszystko spoko.
Dziecko noc już prawie przesypia. Raz wstaje i to w sumie tata przynosi, bo ona nie słyszy.
Piersią nie karmi, tylko odciąga i butle daje, bo po pierwsze karmienie boli, nieprzyjemne takie, cycki potem zwisają, a po drugie Mały się szybciej najada i nie wisi na cycku pół dnia.
Na spacery nie chodzi codziennie, a bo pogoda nie zawsze dobra, a zresztą nie zawsze jej się chce.
A wyjazd do sklepu, to przecież prawie jak spacer...
A goście? Nie, Małemu to nie przeszkadza, nawet jak się pół rodziny zwali na cały dzień, grzecznie leży i nie marudzi.
W ogóle, to tak sobie leżeć bezobsługowo potrafi fajnie.
No cudownie się tego słucha, biorąc pod uwagę, że u Nas:
Młody nie przesypia nocy nadal (a skończone dwa lata!).
Pierwszy rok nie spał prawie wcale i wstawać do Niego musiałam czasami co godzinę. A były i takie noce, że nie kładłam się spać w ogóle, bo sensu nie było. Spać nie chciał i koniec, niezależnie od tego, czy kładziony był w swoim łóżeczku czy lądował w łóżku zrezygnowanych rodziców....
Zresztą jakiś czujnik w kufrze chyba miałam, bo potrafiłam się obudzić na 5 sekund przed tym, jak Mały włączał syrenę.
Karmienie? Dwie pierwsze doby przepłakane w szpitalu, bo Młody załapać nie mógł o co w tym całym karmieniu chodzi, no i pogryziona byłam tak, że moje sutki wyglądały jak po krwawej jatce.
Następne pół roku na zawołanie każde z cyckiem usłużnie biegałam.
A że kolki, problemy z brzuszkiem, notoryczne biegunki i alergia skórna dziecię męczyły, to przez te 6 miesięcy na specjalnej diecie być musiałam (pół roku na samym indyku z warzywami gwarantuje, wykończy każdego!)
Na spacery dzień w dzień popitalałam. Czy deszcz, czy śnieg czy wichry łeb urwać chciały. Bo przecie dziecko dotlenić trzeba i odporność zbudować.
Wizyty musiały być sprawne i krótkie, i broń Boże w liczbie nie przekraczającej trzy osoby na raz! Bo wtedy to już armagedon z naszym dziecięciem...
I nie zrozumcie mnie źle... Z nikim bym się zamienić nie chciała. Kocham swojego chłopca najmocniej na świecie! Zresztą na drugie się zdecydowałam, świadoma tego, co mnie może czekać.
I naprawdę nikomu źle nie życzę!
Ale przyznaję, że dzisiaj na odchodnym, do głowy złośliwa myśl sama jakoś wpadła:
A niech Wam chociaż wychodzące ząbki w dupę dadzą!
popieram, bo ja mysle tak samo jak Ty, tyle ze noce dosc szybko u Nas przespane byly;p
OdpowiedzUsuńMoje dziecie nie jest idealne i robi pogrom i wole takie nieidealne niz takie idealne w ustach mamy gawedziarki, bo ja w idealnosc nie wierze;p
A to nawet nie o te nieszczęsne noce chodzi... Raczej o zwykłą zazdrość :P My jako rodzicie na rzęsach chodziliśmy po urodzeniu Młodego, dmuchając i chuchając i spotkały nas wszystkie 'uroki'. Zwyczajnie wkurza jak spotykam mamy,które mają luzackie podejście i bezproblemowe dzieci. A może to właśnie jest klucz? Chociaż nie wyobrażam sobie np. wyjścia z 2-miesiecznym berbeciem na całonocnego grilla, co zrobiła koleżanka z pracy męża. Zszokowaną minę mojego ślubnego skomentowała: "Przecież lipiec jest i noce ciepłe". Można? Można :D
UsuńEj, dlaczego wszyscy ostatnio piszą "Nas" wielką literą? Pytam, bo mnie to niesamowicie zastanawia i jeszcze nie ogarnęłam, dlaczego formy grzecznościowej używa się mówiąc o sobie... :D
OdpowiedzUsuńA tak w temacie już, to pociesz się, że jak dzieciak nastolatkiem zostanie, może będzie gorzej u nich :DDD
Oj kochana o takie rzeczy to Ty mnie nie pytaj. Zasady ortografii, interpunkcji i czym tam się jeszcze rządzi pisownia języka polskiego to dla mnie czarna magia :p Ale goń mnie goń,jak tylko zobaczysz jakieś błędy :)
UsuńPs. Tym się pocieszam ;)
podejrzewam, że w globalnym rozrachunku nieco się sytuacja wyrówna
OdpowiedzUsuńHehe cóż za trafny komentarz :):)
Usuńno tak... jakbym siebie słyszała...
OdpowiedzUsuńjak byłam w ciąży, ciężkiej do zniesienia dla mnie to mówiłam sobie - za to poród będę mieć lekki... poród się udał to fakt ;)
a teraz sobie mowie, ze tak kiepsko to być nie może zawsze i na pewno nie będę mieć zbuntowanego nastolatka w domu ;) co będzie? się okaże, ale ja zawsze z optymizmem patrze w przyszłość! Tobie tez tego życzę :)
I tym optymizmem się muszę od Ciebie zarazić! :)
UsuńNie ma czego zazdrościć bo wiele niewygodnych kwestii jest przez rodziców "idealnego" dziecka przemilczanych. Może dlatego, że kreują się na bohaterów lub zwyczajnie nie chcą pokazać własnych słabości. W każdym dziecku "coś" siedzi i pozostaje tylko kwestią czasu kiedy się to "coś" ujawni :)
OdpowiedzUsuńNo u naszego to "coś" pod skórą siedzieć nie chce i wyłazi co chwilę ;) Zobaczymy jak będzie z braciszkiem :)
UsuńMika byłam u Ciebie i holender nie wiem, gdzie komentarz mogę zostawić :P:P
UsuńUpgradeowałam przeglądarkę i to był błąd bo teraz mi się wszystko rozjeżdża. Z którym postem masz problem?
UsuńPod żadnym nie mogłam. Ale już byłam u Ciebie i widzę, że wszystko ok:)
Usuń