Bo i kwiaty wczoraj były i całusy, przytulaki, i nawet czekolada się przyplątała.
Mężczyźni moi (w tym jeden bardziej tą czekoladą niż całowaniem Matki zainteresowany) stanęli na wysokości zadania.
No i w podziękowaniu Matka upichcić coś postanowiła!
A że miód jej się na serce rozlał z tej miłości wielkiej, to na czekoladowych ciasteczkach stanęło.
Rezultat?
Matka pierniczy to wszystko!
Ostatnia próba zmierzenia się z piekarnikiem (i pieczeniem w ogóle) to była!
Bloga kulinarnego na pewno Matka prowadzić nie będzie.
Ciasteczka wyszły mdląco-słonawe. Ki pieron, jak to możliwe ?!- Matka pojęcia nie ma.
Ale przy tym, najcudowniejszy mężowski dowód miłości otrzymała - prawie wszystkie ciasteczka heroicznie zjedzone zostały.
I w dodatku wyczyn ten, okraszony został, jakże cudownym komentarzem w trakcie:
- Ale skałbie, napławde dobłe! Mlask. Takie... takie... Mlask. Ołientalne Ci wyszły. Berp!
Żeby tego było mało, czekoladowe zawijaski nijak przypominać nie chciały tych ze zdjęcia z książki kucharskiej... Raczej jakby jakieś zwierzątko pomyliło Matki piekarnik z kuwetą!
Zdjęcie poniżej, nie moje co prawda, w doskonały sposób oddaje wizualny aspekt całego tego kulinarnego dzieła.
Zamysł Matki a wykonanie....
mi tez jakos nigdy nie wcyhodzi jak powinno;p tyle,ze moj nie bylby taki laskawy. Powiedzialby "Ble" i rzucil w kat.
OdpowiedzUsuńWiesz, Dzień Kobiet i 9 miesiąc ciąży... Pewnie wolał nie ryzykować ;)
Usuńno to wiele tlumaczy;p
Usuńmoj jak bylam w ciazy tez sie pilnowal;p teraz folguje;p
Uśmiałam się czytając tego posta :) Najbardziej z zachwytów męża "ołientalne". Tylko pogratulować partnera. A "mdląco-słonawy" smak był prawdopodobnie wynikiem zbyt dużej ilości sody :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://motylidom.blogspot.com/
Już odwiedzam :)
UsuńNie od razu Rzym zbudowano!
OdpowiedzUsuńChyba na razie pozostanę przy wypiekach sklepowych ;)
OdpowiedzUsuń